6 maja 2016

A dziś sobie pomarudzimy, czyli "jak jest" kontra "jak być powinno" ;)

O teefpe, o nieśmiertelnym "za darmo", o ulubionych tekstach, o tym, dlaczego wcale nie jest "za drogo", o klientach i o tych, którzy klientami nigdy nie będą, o znajomościach, o słabej woli, o mannie z nieba, o współpracy, o szacunku i o tym, dlaczego tak, a nie inaczej.

Fotografem jestem, ale nie lubię tak o sobie mówić. Bo raz wyjdzie lepiej, innym razem wyjdzie gorzej, co można zaobserwować o tutaj. Jako samouk niekiedy mam więcej szczęścia niż umiejętności, jednak jeśli ktoś mi powie, że nic nie umiem to uprzedzam - nie ręczę za siebie. Niemniej, daleko mi do profesjonalistów. Czy oznacza to jednak, że mam nie cenić siebie, swojego czasu i umiejętności? Z całą stanowczością nie. Dlatego, choć postów o podobnej tematyce napisano już pewnie setki, ja naskrobię kolejny, subiektywny. Może nawet uda mi się zachować w tym wszystkim jakiś sens ;)

Teefpe - kiedy tak, a kiedy nie. I co to w ogóle znaczy.

TFP, czyli Time for pictures (ang. dosłownie: czas za zdjęcia), to formuła współpracy między fotografami i modelkami oraz innymi członkami ekipy, w której wykonuje się zdjęcia do portfolio bez zapłaty honorarium. Tę formułę stworzyli profesjonaliści i nie powinna dotyczyć osób początkujących. Tyle teorii. W praktyce TFP jest utożsamiane z "za darmo" i sprawia, że każda aspirująca modelka i każdy fotograf bez krztyny umiejętności lubi z tego pojęcia korzystać. Oczywiście, nie ma w TFP nic złego, o ile jest wykorzystywane rozsądnie i przez właściwe osoby. Problem jednak w tym, że rozpanoszyło się to ustrojstwo do tego stopnia, że teksty "Hej. Co powiesz na zdjęcia TFP?" od osób, które powinny pisać z pozycji klienta są na porządku dziennym. Pamiętać także należy, że nie każdy pomysł zasługuje na TFP. 

Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Nie, ja tego nie zrobię. Prawda jest taka, że tylko dzięki temu mogę się rozwijać, uczyć, wzbogacać swoje portfolio. Mam przy tym szczęście, że spotkałam na swojej drodze wizażystki, fryzjerki i modelki, które chcą ze mną na takich zasadach współpracować. Wówczas tworzymy sesje, w trakcie których staramy się dać popis swoich możliwości, realizujemy swoje pomysły i mamy z tego radochę. Ale radocha nie kupi mi nowego aparatu. Nie kupi też kosmetyków do makijażu i stylizacji włosów. Nie wypełni szafy stylistki. Tak można bez końca. Dlatego szkoda mojego i nie tylko mojego czasu na "strzelenie kilku portretów", "zrobienie a'la fashion w jakiejś tam sukience" itp. 

Nie jest prawdą też, że każdy, kto ma niezwykły talent czy umiejętności ma szansę na TFP. Przykład? Zrobiłam zdjęcia z baletnicą. Niesamowicie mi się to spodobało i odkryłam wielką przyjemność w fotografowaniu tancerki, która dzięki świadomości swojego ciała doskonale sprawdza się przed obiektywem. Ale to nie znaczy, że teraz każdej dziewczynie będę robiła taką sesję "za darmo". Tak się składa, że mój sprzęt nie spadł mi z nieba. Kosmetyki moich wizażystek też trzeba było kupić. Kiedy ja nie zarabiam to nie tylko nie mogę inwestować we własny sprzęt. Nie mogę też należycie wynagrodzić pracy osób, z którymi współpracuję. Uszanuj to.

Zgodziłam się na współpracę TFP? Doceń to. Kiedy marudzisz, narzekasz, grymasisz - to boli. Bo i ja i reszta ekipy poświęciła swój czas i umiejętności. Nie jest miło, gdy w zamian dostaje się dąsy. Pamiętaj także, że takie zachowanie jest dyskwalifikujące w kontekście dalszej współpracy.

Tyle ode mnie. Jeśli macie ochotę jeszcze poczytać na ten temat, odeślę was do postu napisanego już jakiś czas temu przez Yumikasa Photography. Albo do uwielbianej przeze mnie Lady Elbereth, której gorycz ulała się w tym tekście. Szczególnie lubię ten fragment: "Jeśli strony prezentują poziom nierówny w jakikolwiek sposób, jedna nie ma drugiej nic do zaoferowania ciekawego albo co gorsza jedna ze stron planuje na zdjątkach zarabiać - wtedy nie ma tfp tylko pln (serio. Nie masz nic do zaoferowania od siebie - płacisz. To naprawdę takie skomplikowane, trudne, uwłaczające? Nie masz doświadczenia, pomysłu, nie umiesz pozować, jesteś brzydki jak 150, nie umiesz robić zdjęć albo masz pierwszą cyfrówkę w życiu? - PŁACISZ), uwętłalnie barterek, a jak ktoś się upiera na tfp, to, again pardon my french, albo jest głąbem, albo bezczelnym wyzyskiwaczem." Enjoy ;)

"Tak dużo? Ale ja nie mam kasy, a bardzo chcę zdjęcia"

Czy ja naprawdę muszę tłumaczyć, dlaczego jest to jeden z najbardziej denerwujących i uwłaczających tekstów ever? Wbrew pozorom moje ceny nie są wysokie. Są adekwatne do moich umiejętności i doświadczenia. Jeśli chcesz fchuj zdjęć za 50 zł to wybacz, szukaj kogoś innego. Dlaczego? Bo, jak pisałam nieco wyżej, sprzęt nie spadł mi z nieba. Aparat kosztuje. Obiektywy kosztują. Niemało!!! Dodatkowe akcesoria kosztują. Kursy kosztują. Legalne oprogramowanie do obróbki zdjęć kosztuje. Że o amortyzacji sprzętu i wartości mojego czasu już nie wspomnę. Mało? To wyobraź sobie, że podobną listę może stworzyć wizażystka, fryzjerka, stylistka (Lady Elbereth zresztą napisała o tym to i owo). Naprawdę, chciałabym móc częściej zaproponować dziewczynom pracę za pieniądze, a nie tylko za "do portfolio", bo tym się nikt nie naje. Dalej nie rozumiesz? A może lubisz, kiedy ludzie nagminnie proszą Cię o wykonanie pracy za darmo? Jednak obstawiam, że wciąż narzekasz na zbyt niską pensję i za wysokie koszty życia. Pamiętaj też, że ten fotograf, który "tak strasznie dużo" chce za zrobienie reportażu ślubnego zrobi naprawdę dobre zdjęcia, które będą piękną pamiątką z tego wyjątkowego i niepowtarzalnego dnia. Fotograf "za pięć stów" też zrobi zdjęcia, owszem, ale jakie? To już pozostawię bez komentarza.

Nie, nie jestem pazerna na kasę. Ale pamiętaj, że wielkie znaczenie ma nie tylko co piszesz, ale też jak piszesz. Jeśli wykażesz dobrą wolę i szacunek do tego, co robię, to będziemy w stanie się dogadać. Może udzielę rabatu, może znajdziemy inne rozwiązanie. Ja naprawdę nie gryzę. Mam tylko uczulenie na bezczelność.

"Hej, może zdjęcia?"

Kiedy widzę taką wiadomość, robi mi się czerwono przed oczami. A to tylko wierzchołek góry lodowej jeśli chodzi o teksty, które każdego fotografa wyprowadzają z równowagi.


Znów was odeślę do bloga Yumikasa Photography, bo naprawdę nie ma sensu, żebym nieudolnie próbowała powtórzyć coś, co zostało już tak dobrze i przejrzyście napisane. Tutaj macie Poradnik pisania do fotografa., a tutaj 10 tekstów i zachowań, którymi zdenerwujesz każdego fotografa.

Pewne niezręczności.

Można by pomyśleć, że jedyne zdanie jakie mam to cudze zdanie, ale co ja na to poradzę, że także ten wpis Lady Elbereth mnie zainspirował? Bo ja na przykład mam z tym kolosalny problem i wychodzę na totalnego mięczaka, ale nie umiem brać pieniędzy za zdjęcia od przyjaciół i dobrych znajomych. Kiedy ktoś mi bliski pyta o sesję i ile bym za to chciała, to z automatu włącza mi się tekst "A daj spokój, nawet nie żartuj". I co? I potem narzekam, że kasy brak na nowy aparat, na wynajem studia, na nową kartę pamięci itepe. Krótko mówiąc, mam i miękkie serce i miękką dupę. Chyba najwyższa pora to zmienić. Bo, jak napisała Lady E.: "Działać by się chciało, rozwijać, wzbogacać, tworzyć zdjęcia, akcesoria i stylówki, ale do tego niestety potrzebna jest kaska."
Czy to znaczy, że nagle teraz każdemu na dzień dobry będę pokazywała cennik? Nie, jednak nie jestem takim typem człowieka. Ale chociaż miło jest słyszeć, że robię fajne zdjęcia, jeszcze milej byłoby być docenianą także w inny sposób.
Łatwo mówić, łatwo. Jednak prawda jest taka, że kiedy następnym razem kumpel poprosi mnie o zrobienie zdjęć jemu i jego motocyklowi - zgodzę się bez chwili wahania. Cała Sylwia ;)

Kosztowne hobby.

Nie da się ukryć, że fotografia nie należy do najtańszych pasji. A że artystyczne zawody są przez społeczeństwo traktowane po macoszemu, to jest jak jest. Bo przecież tylko przyjdzie ktoś, zrobi zdjęcia, co to dla niego i za co on chce tyle hajsu! Wszystko chcemy mieć tanio (a najlepiej za darmo) i na już. A tak się po prostu nie da. Szanujmy się.


5 maja 2016

Zimowe uśpienie

Zima nie jest moją ulubioną porą roku. Jest zimno, a ja nie lubię marznąć. Dzień jest krótki, a ja jestem uzależniona od słońca. Wynajem studia trochę kosztuje, a portfel nijak nie chce wyrzucić czegoś extra. Dlatego blog przeszedł w stan hibernacji, zdjęcia się produkowało zaledwie raz w miesiącu, pracowało się (i - póki co - pracuje się nadal) na etacie, a wieczory najchętniej się spędzało w łóżku z kubkiem herbaty i kolejnym maratonem z Bing Bang Theory. 

Pora jednak w końcu wrócić do żywych, ruszyć szare komórki, wykrzesać z siebie trochę kreatywności i opowiedzieć parę zaległych historii. Ale powoli, nie wszystko na raz, najpierw muszę się wyspać.  A gdy już to zrobię opowiem wam o sesjach z baletnicą, o pastelowych beauty, o wiankach i koronie z kwiatów, o szczypcie nagości przed obiektywem i o bajkach małych i dużych. Opowiem też o moich zmaganiach z tą histeryczką, którą widuję codziennie w lustrze, o zaufaniu i braku zaufania, o podróżach małych i dużych i o paru szaleństwach (a w każdym razie o tych paru, o których bez wstydu mogę opowiedzieć). 

Oby tylko nie zabrakło mi zapału...